Kto

Właśnie - kto dziś chodzi po górach? Czym i dla kogo jest wędrowanie - tak różne przecież od każdej innej, często leniwej formy spędzania wolnego czasu? Czy w góry się jedynie przed czymś ucieka, czy może jedzie się tam z przekonaniem, żeby coś odnaleźć?

Wędrowniczo po Beskidzie Niskim

Zastanawiam się nad samotnością wędrowca. Często nie chcę być sam - to tego typu wyjazdy w góry sprawiły, że potrafiłem być wśród ludzi. Zastanawiam się jednocześnie nad ludźmi, którzy wyruszają bez wględu na innych, może bez słowa - po jakiejś życiowej porażce, poważnej kłótni, niepowodzeniu w pracy... Pewnie i samemu przeżyję jeszcze coś takiego, że nie będzie mi po drodze z kimkolwiek, a wtedy pozostaną one... Kocham je. Nie mogę bez nich żyć, jestem tam tak często jak potrafię, a kiedy się nie da, zwyczajnie tęsknię...

"W góry idą ludzie którzy są samotni, którym samotność jest potrzebna. Koleżeństwo i przyjaźń są czymś wspaniałym, zwłaszcza w górach. Ale są ludzie potrzebujący dla siebie określonej przestrzeni, nie zakłóconej przez nikogo. I tacy ludzie przeważnie chodzą w góry..."

- pisze w swojej książce polska alpinistka, Wanda Rutkieiwcz. Zastanawiam sie nad tymi słowami... Jest w nich wiele prawdy... Czasami w góry poprostu uciekamy przed innymi ludźmi. Przynajmniej tak to bywa też u mnie... Innego razu znowuż, właśnie tych ludzi szukamy i spragnieni rozmowy opowiadamy w schronisku nowo poznanym osobom o swojej wędrówce... Wędróce zarówno tej ostatniej, z ostatnich godzin - jak i takiej, która trwa już o wiele, wiele dłużej. Jak pisał Edward Stachura:

 

z kim, dokąd?

Wędrówką jedną życie jest człowieka

Idzie wciąż, Dalej wciąż, 
Dokąd? Skąd?

Jak zjawa senna życie jest człowieka;
Zjawia się, Dotknąć chcesz,
Lecz ucieka? Lecz ucieka!

To nic! To nic! To nic!
Dopóki sił
Jednak iść! Przecież iść!
Będę iść!

 

Turysta górski, a kto to właściwie jest?

Jak to się stało, że w Polsce, gdzie po górach chodzi nas całkiem sporo, nie powstało żadne, celnie określające uprawiających górski trekking słowo? Pół biedy, jeśli ktoś się głównie wspina, zawsze mógłby nazywać siebie wspinaczem, taternikiem lub alpinistą. Ci, którzy „tylko” chodzą, są w kropce. Bo słowo „turysta” być może nadaje się dla zmierzającej w kierunku Morskiego Oka szosą, grupki „zwiedzaczy” w klapkach lub tenisówkach, ale za nic nie pasuje do kogoś, kto znika na miesiąc choćby w Bieszczadach. Włóczy się z dala od cywilizacji, po trudnych i zwykle nie znakowanych drogach, myje się w strumykach, sypia pod chmurką, je byle, co, przezwycięża liczne trudności.

spojrzenie na Beskidy

Dzikość i nieograniczona idiotycznymi zakazami przyroda. Nie jestem turystą. Nudzi mnie zwykłe zwiedzanie, mam gdzieś hotele, restauracje i (turystyczne) atrakcje. Mam gdzieś wygodę. Kim jestem? Nie wiem. Brakuje mi jednego dobrego słowa. W innych językach takie słowa od zawsze są. Górscy wędrowcy nie muszą borykać się z kojarzącym się z konsumpcją, z łatwym wypoczynkiem, a w języku angielskim znaczącym wyłącznie zwykłe zwiedzanie „turystą”.

Czy nie warto popracować nad właściwą nazwą? Może przyjąłby się staroświecki „wędrowiec” ?

 

Przeczytaj również: Zostanę przewodnikiem górskim, przewodnikiem po Beskidach, czyli moją refleksję o motywacjach, by górami zainteresować, po górach prowadzić